poniedziałek, 4 marca 2013

Siniak

Zaczęło się od tego, że nabiłam sobie siniaka, wpadając na kaloryfer, a było to o tyle ważne, że nie wpadłam na ten kaloryfer sama. To śmieszne, że wpadnięcie na kaloryfer może być ważne, prawda?
Fakt faktem, to już najwyższa pora, żeby kaloryfery wzięły sobie urlop.
Czytam o Ani - jak to nie była chłopcem i dlatego nie mogła zostać na Zielonym Wzgórzu. U mnie też za chwilę zakwitną wiśnie i śliwy, i też przyozdobię pokój gałązkami (wiem, że nie powinnam tego robić). A w stawie znowu będą wrzeszczeć żaby! Ale na razie marznie mi nos na wieczornym spacerze i jeszcze nie oglądam rozpędzonego miasta z perspektywy pustułki na balkonie. 
Kundel mówi mi, że dzieją się dziwne rzeczy. Wiem, no wiem. Nie wierzy mi, kiedy próbuję się zachowywać normalnie. Nie rozmawia ze mną, więc nie muszę się jej tłumaczyć, nie zadaje też pytań, tylko wykrzywia łebek ze zdziwienia, kiedy się zrywam i biegnę, a za chwilę już mnie przegania, bo ma więcej łap.
Nie rozumiem Ani. Nie miałabym nic przeciwko piegom i rudym warkoczom. 
A, i tak, oczywiście, że to miało jakiś związek, jedno z drugim. 

1 komentarz:

  1. Ja też zaraz sobie nabije siniaka, uwielbiam kiedy się dzieją dziwne rzeczy. Pędzący świat z perspektywy pustułki - ślicznie to powiedziałaś, aż poczułem jak siedzę na tym balkonie.
    Nigdy nie czytałem Ani i chyba już nie przeczytam, jak można nie lubić piegów?
    Widzę, że jesteś w nastroju lekko szampańskim co cieszy - pozdrawiam turystycznym Darz Bór :)

    OdpowiedzUsuń