sobota, 18 stycznia 2014

Obrazki

 Piję herbatę z podzwaniającej wesoło filiżanki w róże, ze złotą obwódką, na specjalne okazje.
Z okazji dzisiaj.
Rozglądam się po mieszkaniu za jakąś książką, w którą mogłabym wpaść jak Alicja w Krainę Czarów, ale bez szczególnego zaangażowania. Wiem, że gdzieś tu jest i za chwilę sama mnie znajdzie, musi tylko podjąć taką decyzję.
Zima nadal nie dotarła, nie jestem pewna, czy ktoś nie powinien jej wyjść na przeciw, a może to tylko Zimistrz gdzieś po drodze kogoś pokochał i wcale nie zamierza iść dalej? Za oknem nieprzyjazne mgły i rozmoczona trawa bez grama chęci do życia, dobrze było się przed tym schować na kilka dni i nie widzieć, jak świat próbuje sobie przypomnieć, jak właściwie należy się zachowywać w styczniu. Tylko jednym uchem, spod metrowej warstwy kołder i poduszek, słyszałam raz deszcz, raz grad, ale i jedno, i drugie jakoś tak bez przekonania (coś tam miało lecieć z nieba, ale co to właściwie było...? ...jakieś białe cośtam czy coś...???). 
Nocą napiekłam rogali z czekoladą i jadłam jeszcze gorące, odganiając się od wzroku psa, który też chce. Potem jeszcze długo nie spałam. Myślałam o mieczach w skale, o jogurtowej babce z jagodami i o wszystkich wypitych herbatach. 


wtorek, 14 stycznia 2014

Bardzo spóźniony post + Liebster Blog Award

Jakoś chyba w listopadzie marudziłam, że chciałabym umieć robić zdjęcia i podjęłam wyzwanie - zrobić 50 zdjęć dziennie. Robiłam. Byłam dość dzielna. Choć, oczywiście, zabierałam się za to na ostatnią chwilę i ostatni raz wciskałam przycisk w okolicach 23:59. Co z kolei doprowadziło do tego, że większość wyszła kiepsko. 
Dlatego bardzo długo wzbraniałam się przed wstawieniem ich gdziekolwiek, ładowarka do aparatu postanowiła pomóc i się zgubiła, zresztą oba aparaty też wylądowały jakimś cudem na dnie torby, wciśnięte w najdalszy kąt szafy, przysypane stertą ubrań, więc uznałam, że trudno, widocznie taki ich los. 
Ale dziś dopadła mnie jakaś bakteria, w związku z czym tkwię przyspawana do kaloryfera (czyli w okolicach komputera) i myślę - i wymyśliłam, że jednak pokażę. 
Wchodzę sobie na bloga, aż tu nagle patrzę, że ktoś mi chlasnął wyróżnieniem w twarz. 
No i spoko. 
Będzie więc kompletny, pełnowymiarowy post. 


Nominację do Liebster Blog Award dostałam od post meridiem - dzięki wielkie - a to jej pytania:


1. Skąd pomysł na zostanie bloggerem? 
Ha! Nie mam pojęcia. Pewnie ma to jakiś związek z tym, że generalnie lubię pisać. Ale pierwszego bloga założyłam tak dawno temu, że już nie pamiętam, jakie były moje pobudki. Swoją drogą, ten wytrzymuje ze mną najdłużej. 
2. Czego się boisz? 
Że jak wyjdę z psem na spacer, to spotkam pewną przemiłą panią z wyrośniętym, utuczonym dobermanem szarżującym na nas, która będzie mi na odległość wrzeszczeć "Pani się nie boi, on się tylko chce pobawić!". Pobawić. Tak. W berka gryzionego z moim kundlem. 
I jeszcze kilku innych rzeczy.
3. Co zawsze chciałeś zrobić, ale coś Cię powstrzymywało? 
Zawsze chciałam zbudować igloo. Nikt nie chciał się bawić ze mną :<. 
4. Jakim byłbyś zwierzęciem i dlaczego? 
Człowiekiem. Bo czasem wydaje mi się, że cokolwiek z tego świata rozumiem, że trochę wiem o cyferkach i kreskach na mapie, zdarza mi się filozofować zupełnie bez sensu, myśleć nad rzeczami zupełnie niepotrzebnymi, z których nic nie wynika, a wystarczy wrzucić mnie na miesiąc gdzieś, gdzie nie ma cywilizacji i nie wiedziałabym, jaka jutro będzie pogoda. Ot, człowiek pełną gębą. 
5. Historia z filmu lub książki, która najbardziej pobudza Twoją wyobraźnię to... 
Och, hm. O królu Arturze, za którego ludzie byli gotowi umierać, i Merlinie, który wiele znaczył. O Sherlocku, który swoje emocje trzymał schowane w określonym miejscu w mózgu i bawił się momentami odrobinę za dobrze, i o Johnie, który go codziennie znosił. O Leslie, z którą Jesse wymyślił Terabithię i uwolnił Więźniów Czarnego Pana. O tych wszystkich ludziach, którzy ni stąd, ni zowąd dowiadywali się, że to od nich zależy los całego świata (bądź co najmniej królestwa) i dorastali na moich oczach, z każdą przewróconą kartką, z każdym rozdziałem. 
6. Wieś czy miasto?
Do mieszkania? Wieś nie za daleko od miasta. Albo niewielkie miasteczko. No, w każdym razie na pewno nie centrum dużego, ruchliwego miasta. 
7. Czy jest coś, czego próbujesz się oduczyć, ale nie potrafisz? 
Myślę.... myślę... Nie ma. :) 
8. Pierwsza emocja, która przychodzi Ci to głowy to...? Dlaczego akurat ona? 
Przywiązanie. Bo to bardzo niedoceniane zjawisko, a wiele od niego zależy. 
9. Świat byłby odrobinę lepszy, gdyby... 
Gdyby ktoś nauczył ludzi szacunku dla innych gatunków. 
10. Za nic nie zjem...
Psa, kota, oczu, mózgu, takie standardowe rzeczy. 
11. Czy masz jakiś niezawodny sposób na naukę?
Tak - zainteresować się tym, o czym się uczę. Poszukać filmów na ten temat, przejrzeć internet pod kątem dziwnych faktów. Albo narysować kolorową mapę myśli na dużym arkuszu, z mnóstwem strzałek, obrazków, skojarzeń. Niestety i jedno, i drugie dość czasochłonne, ale można przypadkiem odkryć swoje nowe zainteresowanie ;).  

Moje pytania to: 
1. Człowiek, który Cię do czegoś zainspirował. 
2. Zapach kojarzący się z domem.
3. Czym się kierujesz, wybierając książkę w księgarni? 
4. Trzy książki, które polecasz całym sercem. 
5. Coś, co zrobiłeś\łaś w zeszłym tygodniu, żeby rozwijać swoją pasję. 
6. Jak celebrujesz wolny dzień?
7. Piosenka, którą ostatnio często słuchasz. 
8. Coś, czego chciałbyś\łabyś się nauczyć, gdyby nie ograniczał Cię ani czas, ani pieniądze. 
9. Jedno z marzeń, które udało Ci się spełnić.
10. Ulubiony cytat.
11. Twoje comford food - jedzenie, które smakuje Ci zawsze, o każdej porze dnia i nocy. 

A do odpowiedzi nie wywołuję konkretnych osób - nie wiem, może ktoś nie lubi, nie chce - więc jak tylko ktoś ma ochotę odpowiedzieć na moje pytania, to zachęcam, chętnie poznam Wasze odpowiedzi. 

Okej. Nastąpiła pora na bardzo spóźnione siedem zdjęć. 









niedziela, 5 stycznia 2014

Gupia grawitacjo!

Nie mogłam spać, słyszałam jak o piątej nad ranem wybija zegar u sąsiadki, a pięć minut później u drugiej, na dodatek mam wrażenie, że w moim żołądku wylądowały trzy tony ołowiu, a także - paradoksalnie - że ma w sobie czarną dziurę. Cały mój dzisiejszy świat ograniczył się do tego fotela przy biurku, bo gdy spróbowałam odsunąć się kawałek dalej i upiec podpłomyki, okazało się, że wyszły mi placki, owszem, jadalne, jeśli się je najpierw porąbie siekierą. Tak więc pokornie wróciłam przed komputer i raczej tu już dzisiaj zostanę. Posiedzę tak sobie.
Jest mi przyziemnie.