wtorek, 17 stycznia 2012

Co?! Gdzie?! Jakie święta?!

Ja żyję! Naprawdę! Włóczę się po zaśnieżonych Truskawkowych Polach*, wreszcie zaśnieżonych!, Mała Galaktyka spada mi na głowę, miliardy mikroplanet kończą swoją międzygalaktyczną podróż na mojej czarnej kurtce. I jaka to piękna śmierć! Jest mi dobrze. Tylko trochę zaciskam zęby, bo mój pies złamał trzonowca. Po prawie ośmiu latach bezkolizyjnego życia wisi przed nami wizja narkozy i nie jest to wizja specjalnie radosna.
Śniegu na  święta nie mieliśmy, ale mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że były to najbardziej rodzinne święta od co najmniej paru lat. Przyjechała Rodzina z Daleka, która miała zupełnie inne podejście. Coroczną tradycją były oczywiście prezenty - jednak odkąd ja i moi kuzyni dorośliśmy do wieku odpowiedniego na niewiarę w Mikołaja, prezenty z roku na rok stawały się coraz mniejsze i bardziej symboliczne, aż w końcu przeistoczyły się w koperty. Kup sobie sam swój gwiazdkowy prezent. W tym roku to się zmieniło. Choinka wraz z paczkami zajęła pół pokoju, rozdanie tego wszystkiego trwało odpowiednią ilość czasu (szczególnie, że Mały Pomocnik Mikołaja żądał piosenki świątecznej za prezent) i chyba pierwszy raz w życiu następnego dnia pół rodziny nie mogło normalnie mówić. Dopiero wczoraj wyciągnęłam spod mojej małej, skromnej, sztucznej choinki ostatnie paczuszki, które dbały o poświąteczny klimat w domu. Tak naprawdę żaden prezent nie kosztował makabrycznie dużo. Tak naprawdę bywały to orzechy w ozdobnym woreczku, czekolada, pomarańcze, pozytywka albo czekoladowy Mikołaj. Ale przecież nie o to chodzi, nie? Chodzi o sam Akt Dawania i Akt Dostawania, i o tą dziką radość z rozrywania papieru. Tak, myślę, że właśnie tak odzyskuje się Magię Świąt.
Potem był Sylwester. Jest to nie moje święto. Nie umiem się bawić. Poważnie. Ale za to mam postanowienie noworoczne. 52 książki.
No co, postanowienia noworoczne nie są od spełniania, tylko od... no, od postanawiania, nie?
Z lekkim poślizgiem skończyłam świąteczną szkatułkę, a mój Wielki Świąteczny Projekt czeka na zrealizowanie od dwóch lat i poczeka jeszcze kolejny, chociaż plany były ambitne.
I właściwie to by było na tyle.
Melduję się, żyję, mam się dobrze, będę pisać częściej. W ramach dbania o zdolność do myślenia, którą powoli, acz systematycznie zatracam.

Pozdrawiam i rzucam wirtualną śnieżką.



*O tym, czym są Truskawkowe Pola, dowiecie się być może z następnych postów. Warto tylko wiedzieć, że jest to miejsce absolutnie niezwykłe.